teksty i obrazy

Strefa zrzutu zawiera recenzje pobieżne, pisane naprędce na kolanie i wrzucane w internet bez korekty, bez dyscyplinowania słowa. Stworzyłam ją z tęsknoty za krytyką z prawdziwego zdarzenia, żywo reagującą na to, co się dzieje w sztuce, umiejętnie oddzielającą ziarna od plew, nie schlebiającą gustom… Może naiwne to. Ale nie zaszkodzi spróbować i przy okazji choć odrobinę ożywić rodzime poletko. W Lublinie w kulturze dzieje się sporo ale oddźwięk w tekstach nikły. Niech więc to miejsce w internecie będzie próbą poszerzenia krytycznego pola (walki). Z racji zamieszkania i małej mobilności koncentruję się na Lublinie. Strefa kontynuuje też tradycję bashartu (świadectwa mocno zakrapianej wędrówki po lubelskich wernisażach), przerwaną wskutek emigracji zarobkowej redaktorów bloga.
Dobrze by było, gdyby kuluarowe dyskusje na wernisażach czy festiwalach znalazły tutaj swoje odbicie. Gdyby moja pisanina mogłaby w jakiś sposób pobudzić ferment, zagrzać do boju, zachęcić do wyrażenia własnej opinii. O to mi tutaj chodzi. Nie zależy mi na poklepywaniu po ramieniu. Jestem gotowa na skrajnie przeciwne opinie ale uprzedzam, że będę się bronić. Strefa zrzutu jest moim miejscem wypowiedzi niezależnym od żadnej osoby czy instytucji, proszę nie posądzać mnie o sterowane panegiryki czy umyślnie negatywne oceny. Piszę ładnie o tym co mi się podoba, o tym co mi się nie podoba też czasem piszę, bo dlaczego nie. Zdarza się, że nie najlepsza wystawa jest w stanie sprowokować do ciekawych wniosków i otworzyć głowę bardziej niż coś co jest bez porównania bardziej wartościowe artystycznie. Ale uprzedzam i podkreślam - to są skrajnie subiektywne oceny. Możecie się ze mną zgodzić, możecie mnie zjechać, nie mam zwyczaju się dąsać, przyjmuję to na klatę. Artysta pokazując swoją pracę w galerii musi się liczyć z tym, że wystawia się na ogląd publiczny - a ludzie na wernisażach komentują, robią zdjęcia i czasem potem piszą. Nie uważam się za totalnego laika w tych sprawach, więc ośmielam się upubliczniać swoje refleksje, a jeśli komuś to nie w smak, trudno.





poniedziałek, 15 marca 2010

15 marca skończył się w Lublinie Ośrodek Sztuki Performance

Wieści czasem są dobre ale częściej złe
Ta jest smutna. Ośrodek Sztuki Performance przestał dzisiaj istnieć.


Z maila od Waldka Tatarczuka
Poniedziałek, 15 Marca 2010 20:26


Czym jest Centrum Kultury?
….Największą kulturalną instytucją w Lublinie skupiającą odrębne komórki – teatralne, wystawiennicze, impresaryjne, baletowe, taneczne..
….Molochem instytucjonalnym wysysającym z ludzi wszystko co najlepsze i wypluwającym ich bez skrupułów, zbiurokratyzowanym zaściankiem, w którym być albo nie być wyznacza księgowość i administracja.
….Miejscem, którego działalność ma przybliżać Lublin do chwalebnego tytułu stolicy kultury 2016

Centrum Kultury pozbyło się Ośrodka Sztuki Performance – jak sądzę z ulgą. OSP nie pasował do profilu Centrum Kultury, który pielęgnuje dość anachroniczne myślenie o kulturze. OSP był nierentowny. Nie było biletów, nie było zysków. Co z tego, że przez lata Lublin był kojarzony jako miasto 1. teatru, 2. teatru tańca, 3. performance – poprzez cyklicznie odbywające się festiwale, które gromadziły rzesze wyznawców każdego z gatunków. Jak widać ta identyfikacja kompletnie nie interesuje ludzi, którzy pociągają za sznurki w lubelskiej kulturze.

Zanim spędziłam w Ośrodku Sztuki Performance półtora roku pracując w charakterze krytyczki, archiwistki, redaktorki, tłumaczki, montażystki, bloggerki, HRowca, PRowca, Kaowca itd. byłam uczestnikiem firmowanych przezeń pokazów i festiwali. 10 lat temu miał miejsce ArtKontakt – pierwszy festiwal performance w Lublinie. Miałam 16 lat i byłam wolontariuszką odpowiedzialną za odbieranie telefonów w biurze festiwalowym i pomoc przy organizacji akcji Volkera Hamanna. W praktyce robiłam tam mnóstwo rzeczy, które wykraczały poza ramy biura festiwalowego, poznałam wielu artystów i przedziwną ich sztukę. Performance, jaki miałam okazję wtedy oglądać pierwszy raz w życiu wydał mi się czymś szalenie otwartym i pojemnym, zacierającym granice pomiędzy dyscyplinami (jakby nigdy nie były one ważne), odkrywczym, skrajnie indywidualnym, procesualnym, czymś co zespala sztuki przedstawiające z filozofią. Uległam magii tej sztuki. Myślę, że ArtKontakt Zbyszka Sobczuka i Waldka Tatarczuka to było na prawdę coś w tym pięknym mieście na dalekim wschodzie – powiew świata, sztuki która przyciąga jak magnes, zwiastun nowej ery w lokalnej kulturze. Aż chciało się zawołać repeat please! Niestety, repeatu nie było, wielkie nadzieje organizatorów boleśnie zderzyły się z rzeczywistością. Potem odbyło się w Lublinie kilka edycji EPAFu, dzięki którym performance na dłużej zadomowił się w tej okolicy i w świadomości jej mieszkańców. W 2006 roku przeniósł się do Warszawy. W zeszłym roku odbyła się pierwsza edycja nowego lubelskiego festiwalu performance po latach – Performance Platform – jak się okazuje, również ostatnia. Żywe działanie w starciu z surową, postindustrialną przestrzenią Warsztatów Kultury dało efekt, który przeszedł nasze oczekiwania. Zarówno artyści, jak i organizatorzy i publiczność była pod wrażeniem miejsca i atmosfery, dla wielu z nich był to najlepszy festiwal performance, na jakim byli. Sztuce towarzyszyły wielogodzinne dyskusje o niej, pokazy, wykłady. Mimo zimna (listopad) i zmęczenia ludzie z zainteresowaniem słuchali opowieści Nigela Rolfe’a, pełni napięcia oglądali performance Colma Clarke’a, Marty Bosowskiej, Jaku Falkowskiego, Michała Bałdygi, projekcję z wędrówki Roddy’ego Huntera. Każda z historii, opowiedziana przez 11 artystów była niezapomniana.
Oprócz festiwali OSP od czerwca minionego roku pracował nad unikalnym na polską skalę projektem Otwarte Archiwum – cyfrowej bazy danych z obszaru sztuki performance, która od jakiegoś czasu funkcjonuje w internecie i zbiera bardzo dobre opinie. W tym roku chcieliśmy rozszerzyć zakres naszych działań i zbadać społeczny odbiór performance w ramach Laboratorium Performance – tego już zapewne nie zrealizujemy.

Szkoda, że w obliczu starań o zaszczytny tytuł stolicy kultury Centrum Kultury rezygnuje z tak nowatorskiej i unikalnej jednostki, jaką jest Ośrodek Sztuki Performance. Mówię tak nie tylko z perspektywy byłego pracownika ale również aktywnego uczestnika w życiu kulturalnym tego pięknego miasta. Kultura, jaką może poszczycić się Lublin to – jedna galeria od lat pożerająca samą siebie, druga galeria, która kiedyś była wywrotowa po czym zapadła w sen (może teraz nowy dyrektor tchnie w nią nowego ducha), festiwale jazzowe i teatralne, Kuśmirowski -człowiek instytucja, Tektura. Reszta dogorywa z braku pieniędzy i zapału. Szkoda, że Centrum Kultury nie potrafi i nie chce wykorzystać potencjału OSP do promowania Lublina jako miasta kultury. Życzę mojemu miastu jak najlepiej w sprawie 2016 ale jeśli decydenci będą dalej uśmiercać przestrzenie kultury (w skali makro Chatkę Żaka, w mikro Ośrodek Sztuki Performance) nic dobrego z tego nie wyniknie. Lublin zostanie miastem animatorów, w którym nie bedzie już czego animować. I reanimować.

4 komentarze:

  1. miasto inspiracji czy żenady?
    jak można było postąpić w ten sposób z miejscem, które było najbardziej nowatorskie, odkrywcze, pokazujące alternatywne myślenie o sztuce. Dziwi mnie fakt, że ludzie odpowiedzialni za kulturę są dumni z miasta w którym liczy się tylko kiełbasa.

    OdpowiedzUsuń
  2. Paulina S.

    Lublin zamienia się w śmierdzącą trupiarnię, gdzie wszędzie działają ludzie niekompetentni w celu zaspokojenia swoich wybujałych ambicji.
    Lublin i kultura? To jakaś pomyłka. Nie ma mowy o kulturze w mieście, które odbiera możliwość działania ludziom z pasją i mającym szersze horyzonty.

    Bardzo mi przykro Martuś.

    OdpowiedzUsuń
  3. a mi coraz mniej. jeszcze odżyjemy ze zdwojona siłą. wkrótce się okaże, że centrum kultury jest niekoniecznie tam, gdzie sugeruje nazwa

    OdpowiedzUsuń