.jpg)
Jak wygląda ten romans artystki z kulturą masową? Otóż przyjmuje ona dość popularną strategię wdziewania maski wroga (kostium kultury popularnej) – przebiera się w fikuśną bieliznę z sex shopu, maluje oczy i pozuje tak, jak to robią dziewczyny z kalendarza, wydymając usta, kładąc rękę na biodrze, unosząc podbródek. Te wszystkie wystudiowane gesty mają być wyraźnym sygnałem dla rodu męskiego: oto ja, ucieleśnienie waszych żądz, padajcie mi do stóp, bo to ja mam nad wami władzę. Kuciak wykorzystuje ten wachlarz póz, min i gestów aplikując je na własne ciało. Na fotografiach widać zamierzoną sztuczność, modelka nie jest dziewczyną z „Hustlera”. Różowe tło podkreśla umowność sytuacji. Wszystko jest tu niedopasowane i teatralne, jak wskakiwanie w role, przyjmowanie pozy raz eterycznej nimfy a raz zmysłowej femme fatale. Jedynie pierwsze zdjęcie ma inny wydźwięk. Artystka wygląda jak pierrot, ze smutnym spojrzeniem i bezwładnie opadającymi rękami. Sama wystudiowana bezradność.
.jpg)
Na wszystkich ośmiu fotografiach jest tak samo ubrana, w białą bieliznę z puszkiem, na szyi ma zawiązaną wstążkę niczym manetowska Olimpia. Poszczególne ujęcia różnią się ustawieniem ciała i mimiką. Kuciak eksploruje obszar kultury wizualnej zdominowanej przez wizerunki kobiet bezpruderyjnie eksponujących swoją seksualność, które nie tyle stają się targetem co bodźcem przyciągającym uwagę widza (powszechnie wiadomo, że półnaga kobieta może z powodzeniem reklamować zarówno rajstopy, jak i samochód czy środki czystości). Artystka próbuje zmierzyć się z reprezentacją kobiecego ciała w mediach, przetestować na sobie znane nam metody.
W tekście do wystawy pojawia się sformułowanie, że efektem prac Kuciak (która jest jednocześnie fotografującym i modelką) nie są autoportrety w potocznym znaczeniu tego słowa. Moje nieśmiałe pytanie do kuratora – czym są w takim razie autoportrety w potocznym znaczeniu?
Józefczuk zaznacza w „Gazecie”, że fotografie Kuciak „po pierwsze coś konstatują i opisują oraz, po drugie, konstatacje te komentują wyrażając postawę krytyczną”. Nie spieszyłabym się z takim twierdzeniem a priori. Ostatnie lata w polskiej sztuce pokazują, że ostrze subwersji tępieje w miarę frywolnych nadużyć, dowolności i rozmycia owej techniki konstrukcji dzieła. Jakże łatwo jest uzasadnić swoje działanie celowym przesunięciem znaczeń, chytrą demistyfikacją, dekonstrukcją nieuchwytną przy pierwszym spojrzeniu lecz pełną głębi. Nazwać pracę prześmiewczą. Mam wrażenie, że operacje krytyki przedmiotu stały się tak miałkie i tak dalece trawią same siebie, że w zasadzie trudno dostrzec tu jakiekolwiek znamiona ironii i krytycznego osądu. Uzasadnianie poczynań artystów wizualnych „ironicznym komentowaniem konsumpcyjnej kultury i terroru piękna” (nie cytuję nikogo konkretnego, podaję wyświechtany kuratorski frazes) jest puste, anachroniczne i do wyrzygania. Wtórność, wtórność…
Historia walki kobiet w sztuce z uprzedmiotowieniem własnej płci jest długa i bogata, od ataku siekierką na "Wenus z lustrem", przez wywrotowe działania Valie Export, Carolee Schneemann, Mariny Abramovic. Daleka jestem od twierdzenia, że już wystarczy, że nam wszystkim się przejadło. Wręcz przeciwnie, temat jest o tyle żywy, że kobiety – bogatsze o dekady doświadczeń feminizmu – dobrowolnie się uprzedmiotowiają i paradoksalnie uważają, że w tym tkwi ich siła (patrz czasopisma dla młodych, wyzwolonych kobiet) – i do tego jak sądzę odnosi się Danuta Kuciak w swym cyklu fotografii. Robi to jednak w sposób, który jest już mocno przebrzmiały, nic nowego nie wnosi do dyskusji, a subwersywny wydźwięk nie ma żadnej siły rażenia. Pojawiają się tu dwie niewykluczające się kwestie, słaba praca na ważny temat.
.jpg)
Przypomina mi się inna realizacja, która dotyczy właściwie tej samej kwestii. “What the fuck are you staring at !?” (Na co się kurwa gapisz?!), film Anetty Mona Chişy został zaprezentowany na ekranach outdoorowych w przestrzeni miasta w ramach niemiecko-rumuńskiego festiwalu sztuki Spaţiul Public Bucureşti | Public Art Bucharest 2007. Wobec agresji voyeryzmu, którą nieśmiało kwestionuje (podsyca?) Kuciak, Mona Chisa wytacza te same działa – jest agresywna, wulgarna i nie oszczędza w środkach. Walczy z z wszechobecnym, natarczywym spojrzeniem, buntuje się wobec niego, krzycząc do potencjalnego widza: „Na co się gapisz? Czego tu w ogóle szukasz?” Jej desperacja ma ten rodzaj siły rażenia, porównywalny do tworzenia wirusa w systemie i relacjach władzy, którego zabrakło w poprawnych fotografiach w lubelskiej Zachęcie.

"Sexy, sexy", Danuta Kuciak
galeria Lubelskiego Towarzystwa Zachęty Sztuk Pięknych Rybna 4
kurator: Ernest Malik
22 kwietnia - 8 maja, od wtorku do soboty w godz. 15.00-19.00
Nie dość, że Kuciak, to jeszcze galeria Rybna.
OdpowiedzUsuńOkropność i żenada... kompletny brak smaku :/
OdpowiedzUsuńRecenzja bardzo dobra. Zdjęcia nie krzyczą ale raczej mamlą w naszym kierunku: Panowie, przestańcie na panie patrzeć tak łakomie. Panie, przestańcie występować w reklamach. Wykastrujmy się.
OdpowiedzUsuńto jest po prostu obleśne i żenujące, Kuciakówna może i chciała wyrazić się o pewnych zjawiskach ironicznie ale raczej wygląda to na nieudolną i rozpaczliwą próbę bycia sexy
OdpowiedzUsuń