teksty i obrazy

Strefa zrzutu zawiera recenzje pobieżne, pisane naprędce na kolanie i wrzucane w internet bez korekty, bez dyscyplinowania słowa. Stworzyłam ją z tęsknoty za krytyką z prawdziwego zdarzenia, żywo reagującą na to, co się dzieje w sztuce, umiejętnie oddzielającą ziarna od plew, nie schlebiającą gustom… Może naiwne to. Ale nie zaszkodzi spróbować i przy okazji choć odrobinę ożywić rodzime poletko. W Lublinie w kulturze dzieje się sporo ale oddźwięk w tekstach nikły. Niech więc to miejsce w internecie będzie próbą poszerzenia krytycznego pola (walki). Z racji zamieszkania i małej mobilności koncentruję się na Lublinie. Strefa kontynuuje też tradycję bashartu (świadectwa mocno zakrapianej wędrówki po lubelskich wernisażach), przerwaną wskutek emigracji zarobkowej redaktorów bloga.
Dobrze by było, gdyby kuluarowe dyskusje na wernisażach czy festiwalach znalazły tutaj swoje odbicie. Gdyby moja pisanina mogłaby w jakiś sposób pobudzić ferment, zagrzać do boju, zachęcić do wyrażenia własnej opinii. O to mi tutaj chodzi. Nie zależy mi na poklepywaniu po ramieniu. Jestem gotowa na skrajnie przeciwne opinie ale uprzedzam, że będę się bronić. Strefa zrzutu jest moim miejscem wypowiedzi niezależnym od żadnej osoby czy instytucji, proszę nie posądzać mnie o sterowane panegiryki czy umyślnie negatywne oceny. Piszę ładnie o tym co mi się podoba, o tym co mi się nie podoba też czasem piszę, bo dlaczego nie. Zdarza się, że nie najlepsza wystawa jest w stanie sprowokować do ciekawych wniosków i otworzyć głowę bardziej niż coś co jest bez porównania bardziej wartościowe artystycznie. Ale uprzedzam i podkreślam - to są skrajnie subiektywne oceny. Możecie się ze mną zgodzić, możecie mnie zjechać, nie mam zwyczaju się dąsać, przyjmuję to na klatę. Artysta pokazując swoją pracę w galerii musi się liczyć z tym, że wystawia się na ogląd publiczny - a ludzie na wernisażach komentują, robią zdjęcia i czasem potem piszą. Nie uważam się za totalnego laika w tych sprawach, więc ośmielam się upubliczniać swoje refleksje, a jeśli komuś to nie w smak, trudno.





środa, 13 października 2010

Nigel Rolfe. Galeria Labirynt

performance European Dream

Dopiero wróciłam z festiwalu performance EPAF 2010 w Warszawskim Zamku Ujazdowskim, gdzie nocami w pocie czoła produkowałam relację z tego, co tam się odbywało (z pomocą Pauliny Kempisty i Tomka Majerskiego), a tu znowu performance w Lublinie. I to w najlepszym wydaniu. Nigel Rolfe był gościem specjalnym w Warszawie, dwa dni później zaprezentował performance w Galerii Labirynt. Zdążyłam się odrobinę zregenerować po warszawskiej karuzeli i kolejny raz pochłonął mnie poetycki świat sztuki performance. Dwie akcje Nigela Rolfe'a mimo podobnej konstrukcji (przedmioty, wideo, dźwięk) były zupełnie różne i znacznie odbiegały od tego, co artysta robił wcześniej, np. na Performance Platform. Wczorajsza miała w sobie niezwykłą magię, może ze względu na osobę artysty, może dobrze zaaranżowaną przestrzeń (i wypełnioną szczelnie ludźmi, co bardzo pasowało do tematu, o czym poniżej).




Co najbardziej porusza w widoku obozu na Majdanku? Jaki wizualny ślad Zagłady jest tam najsilniej obecny? Zawsze wydawało mi się, że to niebieskie plamy na murach komór gazowych, Cyklon B, który wgryzł się w ściany i utworzył na nich malownicze wzory. Na projekcji wideo w performance Nigela Rolfe’a widoczne było małe pomieszczenie z zamkniętymi drzwiami. O tym, co to za miejsce, mówiły słabo widoczne ciemne plamy na ścianach. Irlandzki artysta sięga po błękit pruski świadomy jego odniesień w tym miejscu, w mieście gdzie znajduje się były niemiecki obóz koncentracyjny. Jednocześnie towarzyszy mu przekonanie, że to czym operuje artysta to jedynie detal wyjęty z rzeczywistości, pigment o intensywnej barwie. Nie żongluje symbolami, nie nurza się w martyrologii, unika taniego sentymentalizmu. Jego rola polega na tworzeniu znaczących obrazów.





Performance odbył się w mniejszej części sali w Galerii Labirynt. Artysta stał przy stole nakrytym białym obrusem, otaczało go kilka przedmiotów. Za nim wyświetlana była projekcja z wspomnianym statycznym obrazem wnętrza komory gazowej. Towarzyszył jej dźwięk. Było to oryginalne nagranie radosnej i zagrzewającej do boju pieśni śpiewanej przez Hitlera dla Hitlerjugend. Przypominała ona o marzeniu Hitlera o jednej wielkiej Europie zjednoczonej w duchu faszystowskim. Pokazywała również, w jaki sposób poezja została zaprzęgnięta w służbie ideologii, jak w pamiętnej piosence Tomorrow belongs to me z Kabaretu. Do dziś jak słucha się nazistowskich pieśni urzekają one swoim pięknem. To paradoksalne piękno zderza się z upiorną rzeczywistością pustej komory gazowej.

Błękit pruski jest kolorem toksycznym a jego piękno jest złudne. Artysta mówił o tym w niezwykle poetycki sposób. Wylał wodę na białą ścianę, cienkie stróżki spłynęły na podłogę. Wziął oklejony złotem lejek, nasypał łyżeczkę pigmentu, zbliżył do ściany i dmuchnął. Błękit rozprysł się, osiadł na mokrych stróżkach, delikatny pył pokrył białą powierzchnię. Rolfe powtórzył ten ruch kilka razy. Delikatne ślady, powstałe dzięki wydmuchiwanemu powietrzu nawiązały do widocznych na projekcji śladów śmiercionośnego gazu, które wżarły się w mury. Były one jednak czymś znacznie bardziej ulotnym, niczym dalekie echo trudnej historii, które układa się w ładny wzór na ścianie jak z fotografii Jana Saudka. Artysta postawił przy ścianie metalowy pojemnik, wlał do niego łatwopalną substancję i podpalił. Silny płomień rozjaśnił mrok, gryzący dym zawisł w powietrzu i sprawił, że niewielka galeryjna przestrzeń wypełniona ludźmi jeszcze bardziej się skurczyła. Zaczęła przypominać tą, która wyświetlana była na wideo. Siwy dym zaciemnił obraz na ścianie. Co ciekawe, manipulowanie substancjami i przestrzenią nie przypominało teatru, było czymś doświadczanym w konkretnym momencie, działało na zmysły, sprawiało, że sterylne miejsce stało się nagle czymś ciasnym, niepokojącym.



Kolejnym elementem znaczącym podczas performance Nigela Rolfe’a jest ściśnięta złota pięść – symbol dekadencji, władzy, pychy i korupcji. Wiąże się z próżnością, chciwością, pragnieniem uznania. Złota pięść to niejako ikona naszych czasów. Artysta wyświetlił obraz złotej pięści w pierwszej sali Labiryntu. W sali obok pokazał proces jej tworzenia – naklejał na swoją dłoń płatki złota. Delikatna, ulotna materia stapiając się z dłonią przestała być krucha, zmieniła się w coś monumentalnego i silnego. Parafrazując słowa z utworu Marka Grechuty, dłoń powoli odkształcała się w ściśniętą pięść.
Wszystkie elementy w performance Nigela Rolfe’a układały się w spójną kompozycję, dopowiadały sobie znaczenia, szeptały, wynikały z siebie nawzajem nawiązując do fragmentu naszej wspólnej historii, która zamieniła się we współczesność. Złota i niebieska barwa znaczą punkty tej historii. Są jej odpryskami. Artysta performance operuje już tylko obrazami – a nawet jeszcze mniejszą składową obrazu – barwą. Rysunek wydaje się tu początkiem i końcem spajającym proces twórczy podczas performance – artysta wychodzi od rysunku, który tworzy w oparciu o wyimaginowane obrazy – i rysunek pozostaje po wszystkim.
Pozostałością po działaniu był błękitny pył na ścianie, rozproszony pigment na stole i zapach dymu w powietrzu.




fotografie dzięki uprzejmości Galerii Labirynt
fot. Diana Kołczewska